czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 6 - Stalowa klatka

ROZDZIAŁ 6

Stalowa klatka

  - Czołgałem się w szybie wentylacyjnym równym tempem. Za sobą słyszałem Toma. Gdy przestało
dochodzić światło z pokoju Elle i Charlie musieliśmy zapalić latarki w swoich telefonach. Ale to nie był problem. Nad prawdziwym problemem zaczęliśmy się głowić, gdy jako pierwszy z naszej dwójki natrafiłem na rozwidlenie. Poinformowałem o tym towarzysza, odwracając się do niego (jeśli to było w ogóle możliwe):
- Hej, Tom! Mamy rozwidlenie - przeraziliśmy się nie na żarty, wsłuchując się w kilkukrotne echo. - Mamy lewo i prosto! - i w tym momencie ręka mi zadrżała, a telefon z niej wypadł światełkiem do dołu. I w tym momencie stało się tak ciemno, że nie widziałem własnej ręki. W końcu znalazłem po ciemku telefon i podniosłem go. "No to żeśmy się wtopili...", pomyślałem, spoglądając na kiepski stan baterii.
 - Proponuję na razie iść prosto - odezwał się drżącym tonem Tommy. Ostatni raz poświeiłem na, zdawałoby się, nieskończony szyb w lewo. Następnie ruszyłem prosto.
 - Jim, czekaj ! Coś tu widzę! - podniecił się Tom. Oboje wrzuciliśmy wsteczny bieg. - Spójrz, albo mi się wydaje, albo tam  w tym lewym leży coś czerwonego - Spenetrowałem szyb jeszcze raz. Rzeczywiście, jakieś kilkanaście metrów dalej na dolnej ścianie było coś czerwonego. Coś bardzo mikroskopijnego... Zawahałem się, ale ruszyłem w lewo. Po chwili dotarłem do czerwonego punktu. To był płyn, jakaś czerwona kropla...Dotarł do mnie jakiś dziwnie znajomy zapach, taki jakby...ludzki. Wtedy uświadomiłem sobie co to jest.
 - Tommy! To chyba krew - podzieliłem się domysłami z kolegą.
 - Too... A skąd tu krew? Jesteśmy w stalowej klatce...
 - Właśnie. To ciekawe, dlatego idziemy dalej - ruszyłem dalej. Po kolejnych kilkudziesięciu metrów napotkałem drugie rozwidlenie. Lewo i prawo. Spojrzałem w lewo. Tam, dopóki sięgałem wzrokiem było czysto. Natomiast prawa odnoga była taka...brudna. W rzeczywistości, jej ściany były jakieś oczerniałe, stamtąd dochodził także jakiś dziwny, nieprzyjemny zapach. Tak jakby tamten szyb był w ogóle nie używany. Ale właśnie stamtąd dochodziły ślady krwi. Skierowałem się więc w prawo. Minęły dwie długie minuty, po których dotarłem do końca szybu. Dosłownie. Natrafiliśmy na ślepy zaułek.
 - No, co tam znowu? - zniecierpliwił się Tom.
 - Nie wiem. Chyba koniec wycieczki - zamyśliłem się. Coś mi tu nie grało. Przecież dziewczyny miały ostatni pokój po lewej stronie korytarza, a szyb miał wlot od strony holu. Wszystko by pasowało - na pierwszym rozwidleniu szyb prosto prowadziłby do ostatniego pokoju po prawej, natomiast my skręciliśmy w lewo, a potem w prawo, czyli za ścianą, przed którą się zatrzymaliśmy, powinien być...kolejny pokój? Obejrzałem ściankę raz jeszcze. W prawym górnym rogu ujrzałem jakąś dziurę. Włożyłem tam rękę. Wyczułem jakiś uchwyt. Chwyciłem go i pociągnąłem. Oto klapa przesunęła się znikając w lewej ścianie. A ja wystawałem głową w jakimś pomieszczeniu. Wysunąłem się z szybu cały i wypadłem za ziemię. Zbierałem swoje obolałe ciało do podnoszenia się, gdy runął na mnie bezwładnie Tommy. Wstałem poraz kolejny. W tajemniczym pokoju było bardzo ciemno. Widać było ewentualnie jakieś ledwo dostrzegalne zarysy mebli. Tommy poświecił latarką ze swojego telefonu. Powoli przemieszczał światło od prawej do lewej. O dziwo, pokój wyglądał, jak każdy inny hotelowy. Na środku stał stół, pod ścianą łóżko, było także krzesło, szafa, stojak na płaszcze. Wszystko pomalowane na czerwono. Rozluźniliśmy się. 
 - A po co my tu w ogóle przyszliśmy? - spytał Tom
 - Zaciekawiła mnie ta krew - zamyśliłem się - a weź poświeć na podłogę pod wylotem szybu... - Tommy posłusznie poświecił w tamtym kierunku. Rzeczywiście, potwierdziły się moje myśli, że krople krwi będą nadal się ciągnąć po podłodze. Występowały w małych odstępach, kierowały się do przeciwległej ściany, aż pod stojak z czerwonym płaszczem. Lecz nagle płaszcz zaczął się szamotać, a stojakiem okazał się...wampir. Odwrócił się przodem do nas. Miał trupiobladą twarz. Otwierał usta, kły miał czerwone od krwi, krew ciekła mu także po brodzie. Zamarliśmy. Ale sekundę później rzuciliśmy się nie wiadomo gdzie, byle jak najdalej z tego miejsca. Tommy doskoczył do drzwi pierwszy. Telefon wypadł mu z ręki, prawdopodobnie bateria odpadła, bo znowu ogarnęła nas ciemność. Wampir ryknął gdzieś koło drzwi. Przemieszczał się. Usłyszałem szarpnięcie za klamkę. Wtedy uświadomiłem sobie, że jedynym wyjściem jest...
 - Szyb! Tommy, do szybu! - krzyknąłem. To był błąd. Wampir wykazał się sprytem i od jakiegoś czasu milczał. Tym sposobem nikt z naszej trójki nie wiedział, gdzie kto jest. Usłyszałem otwieranie innych drzwi i czyjeś kroki. Ja oparłem się o ścianę rękami i zacząłem się przesuwać wzdłuż niej w lewo. Drugie drzwi ponownie się otwarły. Wampir wydał tym razem dźwięk podobny do śmiechu. Dotarłem do szybu. Ktoś do mnie podbiegł. Na szczęście to był Tom.
 - Wskakuj. Szybko! - poleciłem. Sam chwyciłem jakiś dzbanek z wodą z pobliskiego parapetu okna i cisnąłem za siebie. Rozbił się na przeciwległej ścianie. To odwróciło uwagę wampira, który skoczył w tamtym kierunku i zaczął się ślizgać po zlanej posadzce. Ale przede wszystkim dało mi czas na szybkie wejście do szybu. Nie zasunąłem nawet klapy z powrotem, tylko jak najszybciej uciekałem stamtąd...
- Pamiętaj, najpierw w lewo, potem w prawo - krzyknąłem do Toma. Nie odpowiedział, tylko skupił się na jak najszybszej ucieczce. Pobiliśmy wszelkie rekordy szybkości i zlani potem i ciężko oddychając wypadliśmy z powrotem do pokoju Charlie i Elle.