czwartek, 5 września 2013

Rozdział 7 - Pokój 9

ROZDZIAŁ 7

Pokój 9

 

 O k***a, to chyba jakaś bajka - powiedziałem. Wciąż byłem w napięciu, wciąż czułem adrenalinę i strach przed zdarzeniami z ostatnich kilku minut.
 - Nie wierzę w to. Po prostu nie może być! - Tommy wstał i podał mi rękę. Chwyciłem ją i również się podniosłem. W pokoju nikogo nie było. Żwawym krokiem ruszyłem ku drzwiom. Na korytarzu stał ktoś w czarnym szlafroku, chyba Violette.
 - Czy tutaj, do jasnej cholery, nie można się wyspać? - krzyknęła z wyrzutem. Zatrzymałem się gdy ją mijałem. Z jej oczu kipiała wściekłość.
 - Powiedz lepiej, gdzie są jacyś ludzie? - usiłowałem zachować spokojny ton.
 - Szukaj, a znajdziesz - syknęła. Prychnąłem i poszedłem dalej. Wiedziałem, że Violette nienawidziła Lisy, ale teraz wyszło na jaw, że nie darzyła sympatią wszystkich, za którymi Lisa przepadała. Spotkałem ich na schodach. Tommy stanął za moimi plecami.
 - Jezus, w końcu jesteście! Co się stało? - Charlie i Elle do nas podbiegły.
 - Czemu tak wyglądacie? Jesteście cali? Nic ci się nie stało, Tom? - Elle wyraźnie te pytania kierowała głównie do Toma z troską. Sam chłopak zrobił się czerwony. Wziąłem głęboki wdech.
 - Miałyście rację. W hotelu grasuje wampir. - Charlie, Elle i Lisa wydały zduszone okrzyki przerażenia i niedowierzania.
 - Był w jakimś pokoju, do którego dostęp jest tylko przez szyb wentylacyjny - powiedział Tom.
 - Ale... - Elle zaniemówiła. Dobrze, że znowu nie zasłabła.
 - Nie zaatakował was? Nic wam nie jest? - spytała Charlie.
 - Jesteście cali we krwi - stwierdziła Lisa - Dlaczego? - Opowiedziałem im całą historię. Słuchali w skupieniu, czasem coś dopowiadał Tom. Międzyczasie pojawił się Anthony i też się trochę wsłuchiwał, ale myślami błądził gdzie indziej. Gdy skończyłem, wszyscy zaczęli się niespokojnie kręcić, cicho komentować i nieśmiało pytać, a wtedy Anthony zabrał głos: 
 - Tylko spokojnie. Pozwólcie, że teraz ja coś powiem, coś bardzo ważnego szczególnie dla Lisy - wykonał gest ręką, zachęcający do podejścia, po czym ruszył do końca korytarza. Stanął przed ostatnimi drzwiami po prawej. Z kieszeni wyjął klucze i otworzył pokój numer 9. Weszliśmy wszyscy do środka. Anthony stanął pod ścianą.
 - Liso, jesteś już prawie pełnoletnia, a więc to już najwyższy czas, abyś poznała sekret rodzinny - rzekł poważnie.
 - Sekret rodzinny? - stęknęliśmy chórem. Lisa zaniemówiła.
 - Dobrze... A co to za sekret? - spytała powoli. Anthony wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki drugi kluczyk. Odwrócił się i coś otworzył. Okazało się, że w ścianie jest sejf.
 - W tym sejfie trzymane są wszystkie pamiątki i rzeczy związane z rodziną. To dlatego nigdy nie pozwalałem, by ktokolwiek korzystał z tego pokoju.
 - Ach, a więc to dlatego... - przytaknęła Lisa - Ale co to z sekret?
 - Spokojnie - powtórzył Anthony, po czym sięgnął do sejfu. Nie widziałem, co jest w środku, ale Anthony wyciągnął dwie fotografie. Stare, czarno-białe. Pokazał pierwszą z nich Lisie. Był na niej portret mężczyzny we fraku i kapeluszu, idealnie wygolony, innych szczegółów nie dostrzegłem bo zająłem się przemową Anthony'ego.
 - Liso, to twój prapradziadek, Romuald Shephard. Był irlandzkim szlachcicem. To on założył hotel w Killough - poklepał ręką ścianę - A to inna jego fotografia - teraz pokazał drugie zdjęcie, które wywołało u mnie w głowie głośne "Ja pie..." Myślę, że pozostali zareagowali podobnie. W każdym razie na fotografii widniał ten sam mężczyzna, z tym że nie miał już kapelusza, był wściekły, pochylał się nad kimś, miał kły...
 - To naprawdę mój prapradziadek? - jęknęła Lisa
 - Niestety tak - przytaknął Anthony - przyłączył się do odłamu ludzi zabijających innych ludzi by przeżyć, czyli wampirów. Te istoty czynią wiele zła, starają się przeciągać jak najwięcej ludzi na swoją stronę. Romuald grasuje głównie w naszym rodzie i od dawna na naszej rodzinie jest klątwa. Twoi rodzice nie zginęli w wypadku samochodowym. Oni żyją.
 - Co? Nie... - wyszeptała Lisa
 - Ależ tak. Teraz są po drugiej stronie, odcięci od świata...
 - Nie! - krzyknęła Lisa i rzuciła się wujkowi w ramiona - Co mam robić? Pomóż mi! Proszę... - Anthony milczał i patrzał na nas wszystkich.
 - Pan sonie robi jaja - rzekł Tommy z ironią, ale chyba przegiął. Bardsley pokiwał przecząco głową. Tommy pierwszy wypadł z pokoju.
 - Do pokojów - rzuciłem. Wyszliśmy na korytarz. Wyjrzałem przez okno. Już na szczęście rozjaśniało.
 - Mamy spokój. Wampiry w dzień nie grasują  stwierdziła Charlie.
 - No, kiedyś muszą spać - powiedziała Elle
 - A wy co takie rozeznane? - spytałem
 - No, czytało się "Pamiętniki wampirów" - powiedziała Charlie.
 - Lisa, chodź spać do nas - Elle przytuliła kuzynkę -Wszystko będzie dobrze.
 - Moje przyjęcie urodzinowe... Przełożymy na inny dzień - Lisa osłabła i opadła na łóżko.
 - Racja. Idźcie jeszcze spać - zamknąłem ich drzwi. Zerknąłem w stronę drugiego końca korytarza. Pod ścianą siedział Anthony. Ukrywał twarz w dłoniach. Postanowiłem mu nie przeszkadzać, więc wszedłem do swojego pokoju.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 6 - Stalowa klatka

ROZDZIAŁ 6

Stalowa klatka

  - Czołgałem się w szybie wentylacyjnym równym tempem. Za sobą słyszałem Toma. Gdy przestało
dochodzić światło z pokoju Elle i Charlie musieliśmy zapalić latarki w swoich telefonach. Ale to nie był problem. Nad prawdziwym problemem zaczęliśmy się głowić, gdy jako pierwszy z naszej dwójki natrafiłem na rozwidlenie. Poinformowałem o tym towarzysza, odwracając się do niego (jeśli to było w ogóle możliwe):
- Hej, Tom! Mamy rozwidlenie - przeraziliśmy się nie na żarty, wsłuchując się w kilkukrotne echo. - Mamy lewo i prosto! - i w tym momencie ręka mi zadrżała, a telefon z niej wypadł światełkiem do dołu. I w tym momencie stało się tak ciemno, że nie widziałem własnej ręki. W końcu znalazłem po ciemku telefon i podniosłem go. "No to żeśmy się wtopili...", pomyślałem, spoglądając na kiepski stan baterii.
 - Proponuję na razie iść prosto - odezwał się drżącym tonem Tommy. Ostatni raz poświeiłem na, zdawałoby się, nieskończony szyb w lewo. Następnie ruszyłem prosto.
 - Jim, czekaj ! Coś tu widzę! - podniecił się Tom. Oboje wrzuciliśmy wsteczny bieg. - Spójrz, albo mi się wydaje, albo tam  w tym lewym leży coś czerwonego - Spenetrowałem szyb jeszcze raz. Rzeczywiście, jakieś kilkanaście metrów dalej na dolnej ścianie było coś czerwonego. Coś bardzo mikroskopijnego... Zawahałem się, ale ruszyłem w lewo. Po chwili dotarłem do czerwonego punktu. To był płyn, jakaś czerwona kropla...Dotarł do mnie jakiś dziwnie znajomy zapach, taki jakby...ludzki. Wtedy uświadomiłem sobie co to jest.
 - Tommy! To chyba krew - podzieliłem się domysłami z kolegą.
 - Too... A skąd tu krew? Jesteśmy w stalowej klatce...
 - Właśnie. To ciekawe, dlatego idziemy dalej - ruszyłem dalej. Po kolejnych kilkudziesięciu metrów napotkałem drugie rozwidlenie. Lewo i prawo. Spojrzałem w lewo. Tam, dopóki sięgałem wzrokiem było czysto. Natomiast prawa odnoga była taka...brudna. W rzeczywistości, jej ściany były jakieś oczerniałe, stamtąd dochodził także jakiś dziwny, nieprzyjemny zapach. Tak jakby tamten szyb był w ogóle nie używany. Ale właśnie stamtąd dochodziły ślady krwi. Skierowałem się więc w prawo. Minęły dwie długie minuty, po których dotarłem do końca szybu. Dosłownie. Natrafiliśmy na ślepy zaułek.
 - No, co tam znowu? - zniecierpliwił się Tom.
 - Nie wiem. Chyba koniec wycieczki - zamyśliłem się. Coś mi tu nie grało. Przecież dziewczyny miały ostatni pokój po lewej stronie korytarza, a szyb miał wlot od strony holu. Wszystko by pasowało - na pierwszym rozwidleniu szyb prosto prowadziłby do ostatniego pokoju po prawej, natomiast my skręciliśmy w lewo, a potem w prawo, czyli za ścianą, przed którą się zatrzymaliśmy, powinien być...kolejny pokój? Obejrzałem ściankę raz jeszcze. W prawym górnym rogu ujrzałem jakąś dziurę. Włożyłem tam rękę. Wyczułem jakiś uchwyt. Chwyciłem go i pociągnąłem. Oto klapa przesunęła się znikając w lewej ścianie. A ja wystawałem głową w jakimś pomieszczeniu. Wysunąłem się z szybu cały i wypadłem za ziemię. Zbierałem swoje obolałe ciało do podnoszenia się, gdy runął na mnie bezwładnie Tommy. Wstałem poraz kolejny. W tajemniczym pokoju było bardzo ciemno. Widać było ewentualnie jakieś ledwo dostrzegalne zarysy mebli. Tommy poświecił latarką ze swojego telefonu. Powoli przemieszczał światło od prawej do lewej. O dziwo, pokój wyglądał, jak każdy inny hotelowy. Na środku stał stół, pod ścianą łóżko, było także krzesło, szafa, stojak na płaszcze. Wszystko pomalowane na czerwono. Rozluźniliśmy się. 
 - A po co my tu w ogóle przyszliśmy? - spytał Tom
 - Zaciekawiła mnie ta krew - zamyśliłem się - a weź poświeć na podłogę pod wylotem szybu... - Tommy posłusznie poświecił w tamtym kierunku. Rzeczywiście, potwierdziły się moje myśli, że krople krwi będą nadal się ciągnąć po podłodze. Występowały w małych odstępach, kierowały się do przeciwległej ściany, aż pod stojak z czerwonym płaszczem. Lecz nagle płaszcz zaczął się szamotać, a stojakiem okazał się...wampir. Odwrócił się przodem do nas. Miał trupiobladą twarz. Otwierał usta, kły miał czerwone od krwi, krew ciekła mu także po brodzie. Zamarliśmy. Ale sekundę później rzuciliśmy się nie wiadomo gdzie, byle jak najdalej z tego miejsca. Tommy doskoczył do drzwi pierwszy. Telefon wypadł mu z ręki, prawdopodobnie bateria odpadła, bo znowu ogarnęła nas ciemność. Wampir ryknął gdzieś koło drzwi. Przemieszczał się. Usłyszałem szarpnięcie za klamkę. Wtedy uświadomiłem sobie, że jedynym wyjściem jest...
 - Szyb! Tommy, do szybu! - krzyknąłem. To był błąd. Wampir wykazał się sprytem i od jakiegoś czasu milczał. Tym sposobem nikt z naszej trójki nie wiedział, gdzie kto jest. Usłyszałem otwieranie innych drzwi i czyjeś kroki. Ja oparłem się o ścianę rękami i zacząłem się przesuwać wzdłuż niej w lewo. Drugie drzwi ponownie się otwarły. Wampir wydał tym razem dźwięk podobny do śmiechu. Dotarłem do szybu. Ktoś do mnie podbiegł. Na szczęście to był Tom.
 - Wskakuj. Szybko! - poleciłem. Sam chwyciłem jakiś dzbanek z wodą z pobliskiego parapetu okna i cisnąłem za siebie. Rozbił się na przeciwległej ścianie. To odwróciło uwagę wampira, który skoczył w tamtym kierunku i zaczął się ślizgać po zlanej posadzce. Ale przede wszystkim dało mi czas na szybkie wejście do szybu. Nie zasunąłem nawet klapy z powrotem, tylko jak najszybciej uciekałem stamtąd...
- Pamiętaj, najpierw w lewo, potem w prawo - krzyknąłem do Toma. Nie odpowiedział, tylko skupił się na jak najszybszej ucieczce. Pobiliśmy wszelkie rekordy szybkości i zlani potem i ciężko oddychając wypadliśmy z powrotem do pokoju Charlie i Elle.

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 2 - Kurs na prom

ROZDZIAŁ 2

Kurs na prom

 

 

 Obudziły mnie głośne rozmowy i śmiechy z dołu. Była 7:05. Zatem zrzuciłem kołdrę i wstałem. Ubrałem się w jakieś jeansy i T-Shirt z Riverside. Zszedłem na dół.
 W kuchni oparte o blat stołu siedziały dziewczyny. A raczej siedziała tylko Elle, bo Charlie bardziej "leżała" na stole. "A niech leży, to w końcu jej dom", pomyślałem. Rzuciłem radośnie:
 - Hej dziewczyny. Jak się czujesz Elle?
 - Wszystko w porządku. Jakoś się wyspałam. Charlie chyba nie. Ale jakby co to w nocy nic nie zaszło, OK?
 - A coś zaszło? Nie pamiętam - uśmiechnąłem się robiąc tosty. Elle pokręciła głową z rogalem na buzi. Była w dobrym humorze. "I tak ma być", pomyślałem. Tymczasem zadzwonił budzik w telefonie Charlie. Leniwie ruszyła ręką w jego kierunku i wyłączyła go, po czym powstała.
 - Oj, coś taka niewyraźna? - spytałem z "troską"
 Dziwisz się? Jest 7 rano! I to w sobotę! - zbulwersowała się. Uniosłem dłonie w geście niewinności.
 - Dobra. A gdzie Tom? - dopiero zauważyłem że go tu nie ma
 - Śpi. - odpowiedziała Elle.
 - A to menda. Idę go obudzić. - ruszyłem na górę. Ale w jego pokoju ani nigdzie go nie było. Zszedłem z powrotem na dół. Siedział w kuchni i robił tosty. (What??)
 - Bardzo śmieszne. - rzekłem - Gdzie byłeś?
 -W garażu - zachichotał Tom Wręczył mi jakieś dwa kawałki węgla na talerzu. - Twoje śniadanie. - Dziewczyny ryknęły śmiechem. "To są jakieś jaja", pokręciłem głową. Dziesięć minut później jadłem płatki z mlekiem.



 Jakąś ładowałem z Tomem nasze torby. Charlie i Elle miały jedną walizkę, za to chyba wypchaną kamieniami. Gdy położyliśmy ją na podłodze z tyłu naszego vana, aż siadł. Rzuciłem swój plecak z żarciem dla wszystkich do przodu.
 - Ty prowadzisz - rzekł Tommy i głośno ziewnął.
 - Chciałbyś. Przecież nie mam prawka - skłamałem. W rzeczywistości wyrobiłem sobie kilka dni temu, więc jestem świeżo upieczonym kierowcą, ale Tommy nie musi o wszystkim wiedzieć. Po za tym z chęcią bym jeszcze tak z godzinę poleżał. Tymczasem z domu wyszła Charlie.
 - Wszystko słyszałam. Z ciebie jest LEŃ - stwierdziła. Tommy szturchnął mnie łokciem i zajął miejsce przy prawych drzwiach. "A więc się wydało", pomyślałem spoglądając podejrzliwie na Charlie. " I tak to ich strata...". Siadłem za kółkiem. Na Elle czekaliśmy chyba kwadrans. Wyszła wystrojona. I na obcasach. Zamknęła dom i siadła obok Charlie, która już przejęła radio. Poszły jakieś tam hity (od Adele, One Direction, Kombii i innych takich, co ostatecznie nam wszystkim mniej więcej odpowiadało), albo (przynajmniej dla mnie) kity od Rihanny czy Katy Perry, a także od polskich "gwiazdorów". Skupiłem się na jeździe. Było jakieś 200 km do zachodniego wybrzeża Anglii. Stamtąd, z Liverpoolu mieliśmy prom do Irlandii, a następnie jeszcze troszkę przejechać malowniczym wybrzeżem do uroczego miasteczka Killough, w celu...
 - To naprawdę świetnie ze strony Lisy, że nas zaprosiła - stwierdziła Elle
 - No wiesz, w końcu osiemnastkę obchodzi się raz w życiu, to nic dziwnego że świętuje - odparła Charlie
 - Ponoć Killough to jedno z najpiękniejszych miasteczek w Irlandii. Fajnie tam wypocząć - powiedział Tom
 - A czym Lisa się tam zajmuje? - spytałem
 - Ach, prowadzi z wujkiem mały hotelik - odpowiedziała Elle zadowolona ze swojej kuzynki - Zawsze jak z nią rozmawiam to pyta o Charlie - Charlie zarumieniła się.
 - Tak, ale jakoś nie było okazji się spotkać tak na żywo.
 - No to teraz się  spotkacie. Będziemy tam aż pięć dni! - mimo że o wyjeździe było wiadomo już od dawna, Elle radowała się jakby słyszała o tym pierwszy raz. "Nic dziwnego, Lisa to jej ulubiona kuzynka", pomyślałem. Jedyny minus jest taki, że to trochę daleko. A jeszcze z Elle i Charlie będą liczne postoje, to będzie tak z 5 godzin drogi. "Za jakie grzechy mam gnić 5 godzin w samochodzie?", zapytuję niebiosa. Humor poprawił mi Tommy:
 - Luzik, stary, za 2 godzinki cię zmienię - po czym wziął się za jakąś książkę, chyba Stephena Kinga. Dziewczyny gawędziły o babskich sprawach, a ja wbiłem na autostradę.

Rozdział 3 - Trumna

ROZDZIAŁ 3

Trumna

 

 Punktualnie o 14 znaleźliśmy się w małym ciągu aut zmierzających na prom. Za 2 godziny byliśmy już po drugiej stronie morza. 
 - Nie wierzę, jesteśmy w Irlandii - wykrzyczała uradowana Charlie i przytuliła Elle. Tommy przyspieszył na molu do stałego lądu. Morskie fale stale rozbijały się o jego deski. Zbliżaliśmy się już do połowy, gdy z cienia nagle wyłoniła się jakaś postać. I zaczęła wymachiwać górnymi kończynami. Tom zaczął hamować, ale było to bardzo trudne, gdyż deski na molo były bardzo śliskie... Zbliżaliśmy się do postaci, która w końcu musiała się usunąć z drogi. W końcu zatrzymaliśmy się. Ów straszną postacią okazał się...
 - Witajcie moi drodzy. Przepraszam że was przestraszyłem. Jestem kapitanem promu, Grinway. 
 - Och, a ja myślałem, że jest pan upiorem... - jęknął przerażony Tom, natomiast my chórem odetchnęliśmy "Uff".
 - Mam taką prośbę do was: Moglibyście przetransportować tą skrzynię do hotelu?
 - Nie ma sprawy - odrzekłem, wysiadając - A komu mamy ją przekazać?
 - Panu hrabiemu Dracco - uśmiechnął się brodaty kapitan.
 - Ok. Chodź, Tommy, pomóż mi - Tommy również wysiadł z vana. Skrzynia leżała przed przednią szybą auta, więc żeby ją załadować, musieliśmy okrążyć auto. Chwyciliśmy ładunek. Był bardzo ciężki... Chciałem poprosić o pomoc kpt.Grinway'a, ale on gdzieś przepadł.
 - A gdzie się podział ten facet? - spytał Tom.
 - Też zadaję sobie to pytanie - odparłem z z lekkim wyczuciem nienormalności - Dobra, stary, uważaj, te deski są bardzo śliskie...
 - Spokojnie, jestem szalenie ostrożny - niepewnie wybąkał Tom. Uszliśmy kilka kroków, ale prawdziwy problem się zaczął, gdy trzeba było odwrócić skrzynię i załadować ją do bagażnika. I wtedy Tom poślizgnął się, a mokra skrzynia wyśliznęła mu się z rąk. Ja sam długo jej nie utrzymałem, więc w rezultacie runąłem z nią na deski mola. Niestety, deski skrzyni okazały się bardzo zmurszałe i nasiąknięte wodą, więc rozpadła się ona na kawałki. To, co później zobaczyłem w miejscu, gdzie przed chwilą spadła skrzynia, odmówiło posłuszności moim nogom. Leżała tam trumna. Zdenerwowana Elle wypadła z wozu.
 - Co wy tyle tam robicie? Chodźcie już, bo... - zająknęła się, gdy zobaczyła trumnę. Tom spojrzał na mnie, a ja na niego. Usiłowałem rozluźnić atmosferę uśmiechając się.
 - Dobra. Cokolwiek to jest, musimy to zawieźć na miejsce - wstałem. W największym skupieniu chwyciliśmy z Tomem trumnę i włożyliśmy ją do vana na długość. On zatrzasnął drzwi tylne. 
 Tommy z reguły był wrażliwym "chłopcem", więc wyręczyłem go z dalszego prowadzenia auta. Jednak nie ujechaliśmy nawet 100 metrów, gdy z tyłu coś gruchnęło. Klnąc, wysiadłem z auta ponownie. Dziewczyny za mną, a Tom na razie się nie ruszał. Trumna najwyraźniej dostała nóg i zdecydowała się przerwać przejażdżkę. Teraz leżała na molo w gorszym stanie.
 - To straszne! Otwarła się! - jęknęła Charlie. Było to niestety prawdą.
 - Oby w środku nic nie było! - Elle zakryła usta dłońmi. Obawiając się najgorszego, czekaliśmy chwilę, po czym drgnąłem. I w tym momencie ze środka coś wyleciało. Zatoczyło nad nami krąg. Jednak nie było to tak szybkie, że nie mogłem dostrzec, co to jest. A był to nietoperz wampir, tylko jeden, za to ogromny jak sokół. Kły miał może nawet na 5 cm, skrzydła rozpościerał na metr, a był barwy ciemnej krwi z ciemniejszymi prześwitami. Zamknąłem pustą już (chyba) trumnę i razem z Tomem, który odważył się jednak wysiąść z wozu, władowałem ponownie do środka.
 - Zamknij bagażnik na klucz - ostrzegła Charlie. Posłuchałem jej. Wsiedliśmy do auta i wszyscy skuliliśmy się do siebie.
 - Ale ciekawy jestem, skąd kapitan mógł wiedzieć, do którego hotelu jedziemy? - spytał Tom
 - Dobre pytanie. Przecież w promieniu godziny drogi jest tutaj z 30 ośrodków... - przyznałem mu rację
 - Dziwne rzeczy się tu dzieją - powiedziała Elle.
 Stwierdziłem, że w porównaniu z pogodą, jaka była podczas naszego wyjazdu, teraz obróciła się o 180 stopni. Niebo było ciemnoszare, zbierało się na burzę z deszczem. Świat w ciągu kilku minut stał się taki ponury... Ruszyłem i wyjechaliśmy z mola na drogę, już bez żadnych przeszkód. Mimowolnie zerknąłem ostatni raz na długi podest. Okazało się, że teraz ktoś tam stał! Tajemniczy mężczyzna w obszernym, jaskrawo czerwonym z fioletowymi prześwitami płaszczu sięgającym do kolan, i śmiał się do rozpuku obserwując nas z daleka. A następnie zniknął równie szybko, jak się pojawił. Trzasnął piorun i lunął deszcz.
                                                          

Rozdział 5 - Nieoczekiwana wizyta

ROZDZIAŁ 5

Nieoczekiwana wizyta

 

  - I co, tak źle tam było? - spytałem Toma z ironią.
 - Okazało się, że tam nie był jego pokój, tylko trumiarnia! Było tam chyba z tuzin pootwieranych trumien! - relacjonował Tom. Był nadal trochę przerażony.
 - Oj tam. Daj spokój. Chodź spać.
 - Dobra, spróbuję o tym jakoś zapomnieć.



W środku nocy znowu usłyszałem krzyk. A raczej krzyki, bo krzyczały dwie osoby: Charlie i Elle. Więc podniosłem się, wybiegłem na korytarz i zacząłem dobijać się do ich drzwi, które okazały się zamknięte. "Niech to szlag" - ryknąłem w myślach i całą siłą woli powstrzymałem się od ich kopnięcia. Dobiegł Tom i zaczął walić pięściami w drzwi.
 - Charlie! Elle! Oglądacie horror w kinie nocnym? - krzyknął. Wrzaski z drugiej strony "bariery" ucichły. Coś gruchnęło o ziemię. Tymczasem trzecie drzwi otwarły i wyszła z nich Lisa.
 - Co się tam dzieje? Co to za krzyki? - spytała zaspana.
 - Lisa! Masz klucze zapasowe? Musimy otworzyć te drzwi! - syknąłem. Otwarła szerzej oczy i po chwili biegła po klucze. Trochę czasu minęło nim wróciła, ale z niewiadomej przyczyny same od siebie nadal nie otwierały. Lisa trzęsącymi rękami wycelowała kluczem do dziurki i przekręciła. Wpadliśmy do środka.
 Nie było ich w łóżkach. Światło było zgaszone. Tom je zapalił. Przez kilka sekund nikt nie potrafił przyzwyczaić oczu do światła. Ale w końcu Lisa dostrzegła klęczącą Charlie. W jej oczach malowało się przerażenie.
 - Co się stało? Gdzie jest Elle? - spytała niecierpliwie Lisa. W tej chwili ją zobaczyliśmy. Leżała na ziemi. Nieruchomo.
 - Ze...zemdlała... - wyszeptała Charlie. Spoglądnąłem na Elle. Oddychała.
 - Ale dlaczego? Co się stało? - spytałem Charlie, podnosząc z Tomem Elle na łóżko.
 - Tu był wampir - wyjąkała
 - Nie wierzę - oznajmiłem
 - Jesteś pewna, że ci się nie przyśniło? - spytała Lisa
 - Tak... A po za tym, jak Elle i ja mogłybyśmy mieć ten sam sen?
 - Wampiry to tylko w horrorach... - myślała głośno Lisa
 - A jednak nie - powiedziała Charlie
 - A jak on wyglądał? - spytałem
 - Noo... Był wysoki, chyba z metr 85... miał długą, fioletowo-czerwoną pelerynę. Czarne, krótkie włosy i brodę. I taką...trupiobladą twarz...
 - Tru... Trupiobladą? - wyjąkał Tom. Wziąłem głęboki wdech.
 - No dobra. A gdzie on teraz jest?
 - Nie wiem. On, gdy już się tu zjawił, tak jakby szykował się do ataku, ale nagle się zawahał... Elle się obudziła i zemdlała na jego widok. Ja się nią zajęłam, a on... nie wiem gdzie on jest.
 - Ale drzwi były zamknięte. Jak by się tu dostał? - myślałem
 - Jest jeszcze tylko jedno wyjście. Szyb wentylacyjny - Lisa wskazała ręką na otwór w ścianie w rogu pokoju. Miał jakoś metr szerokości i pół wysokości. Zmieściłby się tam tylko ktoś szczupły. Tymczasem Elle poruszyła się na łóżku. Otworzyła oczy. Ucieszyliśmy się, jednak ja nie byłem lekarzem, ale sądziłem, że okres nieprzytomności trwa zazwyczaj dłużej niż pięć minut. Więc w jakim stanie ona była?



Wkrótce Elle całkiem doszła do siebie. Lisa poszła szukać wujka Anthony'ego. Natomiast ja wyjąłem kraty szybu wentylacyjnego.
 - Tommy! Podejdź tu, mistrzu - przywołałem kolegę. On podszedł drżącym krokiem. - Pobawimy się w kominiarza. Jesteś dosyć szczupły. Wejdziesz tam porzucasz okiem tu i tam.
 - Chyba śnisz! - prychnął.
 - Niestety, nie śnię. Do dzieła! - rozkazałem. Tommy zajrzał do środka.
 - A niby po co mam tam włazić? - dopytywał się.
 - Musimy mieć pewność, czy ten wampir rzeczywiście przybył tym szybem. Musiał chyba zostawić jakieś ślady.
 - Bardzo śmieszne. A co jak się na niego natknę za rogiem? Sam tam nie wejdę - Tommy nie dawał za wygraną. Zerknąłem w stronę dziewczyn. Lisa była już prawie właścicielką hotelu, to nie ma mowy, żeby się czołgała po szybach. A Charlie i Elle, z całym szacunkiem, ale mogły by mieć spore problemy z przeciskanie się po szybie, szczególnie że nawet takie patyczaki jak Tommy czy ja ledwo tam właziliśmy. A po za tym Elle była w złym stanie, to i Charlie musiała z nią zostać...
 - Dobra. Włażę pierwszy. A ty za mną, tylko bez numerów.
 - Teraz już wejdę. Szczególnie że ty będziesz na przedzie, to nie ma się czego bać - Tommy rozluźnił się. Kucnąłem przy otwartym szybie.
 - Tylko uważaj, żeby wampir ci się nie wgryzł w nogi - pomachałem dziewczynom i zniknąłem w szybie.
 



środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 4 - "Miłych snów"

ROZDZIAŁ 4

"Miłych snów"

 

 Na miejsce dojechaliśmy późnym popołudniem. Te kilka świetnych dni mieliśmy spędzić w hoteliku "On cave". Był on malowniczo usytuowany nad urwiskiem, z którego był wspaniały widok na Morze Irlandzkie. Nieprzypadkowa była też jego nazwa, bo w rzeczywistości częściowo pod nim znajdowały się liczne jaskinie.
 Jego właścicielem był Anthony Bardsley, wujek Lisy. Rodzice Lisy zginęli w tragicznym wypadku, gdy miała trzy lata. Od tamtej pory zajmuje się nią wujek Anthony.
 Tymczasem wjechałem i zająłem miejsce na parkingu. Stało tam kilka samochodów, w większości luksusowych jak Mercedes klasy A czy Lexus. Zająłem się bagażami gdy Elle właśnie tonęła w ramionach kuzynki.
 - Tak się cieszę, że jesteście! - wykrzykiwała Lisa. Lisa Shephard była szczupłą, średniego wzrostu blondynką, włosy miała rozpuszczone. Ale tak jasny blond, że aż prawie siwy... Ubierała się zazwyczaj w jeansy i swetry, czasem na ręce zakładała jakieś bransoletki. Oczy miała niebieskie i głębokie, niczym toń morska, a spojrzenie uważne i wnikliwe. Lubiła żartować ale z reguły była poważna i dojrzała. Uśmiech na jej ustach powiększył się jeszcze bardziej, gdy witała się z Charlie.
 - Ja jestem Lisa, miło się poznać - powiedziała. Jednak dorosłym głosem nie mogła się jeszcze pochwalić.
 - Dzięki, ciebie również.
 - A tam są Tom i Jimmy, o których ci mówiłam, chyba się jeszcze nie znacie - zatroskana o każdy szczegół Elle najwyraźniej była w swoim żywiole.
 - Trzymaj, stary - rzuciłem ciężką walizę dziewczyn Tomowi
 - A ci ja, bagażowy? - zbulwersował się, ale nie zwracaliśmy na niego uwagi, tylko dwa razy musnąłem ustami każdy policzek Lisy. Ot, takie grzecznościowe zagrywki.



Lisa zaprosiła nas do środka, gdzie czekał na nas jej wujek. Był brunetem, jednak na jego czole można było dostrzec liczne prześwity. Był nieco wyższy od Lisy, miał piwne oczy. Ubrany był w bordowe spodnie i marynarkę.
 - O, poznajcie mojego wujka Anthony'ego Bardsleya - podał rękę każdemu z nas - Chociaż jest moim wujkiem, wychował mnie jak tata.
 - Lisę zawsze traktowałem jak swoją córkę - Anthony przemówił niskim głosem i przytulił Lisę do ramienia. Ale ja ujrzałem jeszcze jedną osobę, skrytą w cieniu. Czułem, że ta osoba również jest godna przedstawienia, ale jeszcze nikt tego nie zrobił. Lisa zobaczyła, że patrzę w tamtym kierunku i automatycznie odwróciła tam głowę.
 - Ach, a to jest Violette, moja kuzynka i rodowita córka wujka Anthony'ego - Anthony skinął ręką, by ukryta dotychczas osoba podeszła bliżej.
 - Podejdź, Violette, przywitaj się z naszymi gośćmi - po chwili Violette powoli wyszła z kąta i postąpiła do nas kilka kroków. W świetle mogłem ją dokładniej opisać. A była to dziewczyna nieco starsza od Lisy, choć były prawie identycznego wzrostu. Miała czarne włosy, ogólnie było widać podobieństwo do ojca. Była wyraźnie niezadowolona z całej sprawy, i od niechcenia podała nam ręce. Obserwowała każdego z nas swoimi piwnymi oczami uważnie niczym wrona chcąca zgarnąć jakąś biżuterię czy zegarek. Ubrana była wyzywająco, miała długaśne czarne tipsy, a na twarzy dosłownie tapetę. Nie było nam jednak dane usłyszeć jej głosu, bo leniwie powlokła się gdzieś schodami na górę.
 - Tak... - zamyślił się Anthony
 - Dobra, chodźcie dziewczyny, pokażę wam pokój, w którym będziecie mieszkać - Charlie i Elle, taszcząc swoją wielgachną walizę poszły z Lisą na górę.
 - Panie Bardsley, my tu mamy taką przesyłkę do...zdaje się...pana Dracco... - zwróciłem się do niego
 - Ach tak, oczywiście, już po niego idę - Anthony udał się gdzieś holem. Po jakichś pięciu minutach wrócił z przerażająco wysokim, starszym jegomościem. Między czasie ja z Tomem taszczyłem trumnę na środek korytarza. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
 - O, moja trumienka! - starszy facet przemawiał przerażająco skrzeczącym, piskliwym głosem, ale widocznie ucieszył się z "prezentu".
 - Jego trumna? - Tommy chyba przyjął sobie jego słowa za bardzo do serca. Z wrażenia jeszcze nie puścił trumny.
 - Pomoże, mi pan przenieść trumnę do mojego pokoju? - spytał go pan Dracco. On zbladł. Szepnął do mnie:
 - Nie mógłby poprosić o pomoc jakiegoś nietoperza?
 - Daj spokój, stary. Pomóż mu - klepnąłem go po ramieniu.
 - Trumienka w górę - rozkazał pan Dracco i chwilę później zniknęli w ciemnym holu. Anthony uśmiechnął się do mnie przepraszająco.
 - Wiesz, tak się złożyło, że akurat mamy tutaj zjazd przedsiębiorców pogrzebowych...
 - Tak, jasne. Mnie pan się nie musi tłumaczyć - udałem się na górę, w ślad za dziewczynami. Stały pomiędzy dwoma pokojami na końcu korytarza.
 - OK. Nie ma sprawy - Lisa najwyraźniej skończyła zaczętą przez nie wcześniej rozmowę.
 - A o co chodzi? - spytałem
 - A, takie szczegóły - wymijająco odpowiedziała Charlie. Chciała uciec za Elle do pokoju, ale nie poradziła sobie z ciężką walizą.
 - Zostaw. Ja to zrobię - wniosłem walizę i postawiłem koło łóżek, bezceremonialnie siadając na jednym z nich - A więc ponawiam pytanie: o co chodzi?
 - Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to wymieniłyśmy się z Lisą pokojami, bo w swoim nie zdążyła wymienić pościeli dla nas - odparła, po czym zaczęła z Elle wywalać wszystkie ciuchy po całym pokoju. Akurat o tych sprawach nie miałem zbyt dużego pojęcia, więc wyszedłem. Po za tym po korytarzu zaczął rozglądać się Tommy, bardzo wstrząśnięty. Gdzieś w tle przechadzał się Anthony
 - Chcieliśmy wam z Lisą jeszcze o czymś powiedzieć - zaprosił nas na korytarz. Stanęliśmy i zamieniliśmy się w słuch. - Otóż jutro, jak zapewne wszyscy dobrze wiecie, Lisa kończy osiemnasty rok życia - zaczął Anthony, przeczesując ręką jej włosy - i zgodnie z naszą umową hotel stanie się jej własnością. Od jutra będzie moją szefową! - Lisa uśmiechnęła się skromnie. My skwitowaliśmy tę wiadomość głośnym aplauzem.
 - Och, Liso! - razem z Elle znowu wpadły sobie w ramiona. Nagle zadzwonił jakiś donośny dzwonek.
 - Spokojnie! To tylko mój budzik na rękę. Przypomina mi, że czas do pracy. Cóż, miłych snów! - szybko przemówił Anthony wyłączając go i udał się w kierunku schodów.
 - Dobranoc.
 - Hej.
 - Do jutra!
 - Na razie - pożegnaliśmy się, Charlie rzuciła mi szybki uśmiech i zatrzasnęła drzwi od pokoju dziewczyn. Ja również wszedłem za Tomem do naszego pokoju i zamknąłem drzwi.

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 1 - Czy sny się spełniają?

ROZDZIAŁ 1

Czy sny się spełniają?

 

  Dochodziła 2 w nocy, a ja nadal nie spałem. Tym bardziej przytłaczała mnie myśl, że pobudkę ustaliliśmy na 7 rano. Czeka nas długa podróż.
    Spaliśmy wszyscy w jednym domu, żeby potem z rana nie jeździć po całym mieście i wszystkich zbierać. Jak to fajnie brzmi, spędzić noc w gronie przyjaciół... Nic z tego. Nie dzisiaj.
    Ktoś walnął ręką w ścianę. "To pewnie Tom", pomyślałem, "przynajmniej nie będę jedyny nie wyspany". Uśmiechnąłem się, lecz uśmiech szybko znikł. Ktoś krzyknął. To nie był Tom. Był to żeński głos. Zerwałem się jak oparzony i rzuciłem ku drzwiom. A następnie do pokoju na przeciwko. Tam już było zapalone światło, na łóżku siedziała Elle, cała zdyszana i przerażona. Przy niej klęczała Charlie i trzymała za rękę.
 -Co się stało? - spytałem
 -Tylko zły sen - odpowiedziała Charlie nie odwracając się - już wszystko dobrze - ale Elle pokręciła głową.
 -To był koszmar. To było takie straszne! - zawyła. Podszedłem kilka kroków bliżej i kucnąłem obok Charlie.
 - O czym był ten koszmar? - spytałem patrząc na Elle. Ona była zdezorientowana, nie potrafiła się skupić. Dopiero gdy wypiła szklankę wody dostarczoną przez zbudzonego Toma ochłonęła. Zaczęła opowiadać:
 -Była północ. Wszędzie ciemno nie wiedziałam, gdzie jestem. Ktoś głośno się śmiał i wypowiadał moje imię, ale go nie widziałam. Zaczęłam biec. Ale on mnie dogonił. Upadłam na ziemię. On się nade mną pochylił... Okazało się że... to wampir! Miał kły! I w tym momencie Charlie mnie obudziła... - zająknęła się i wypiła drugą szklankę zimnej wody.
 -A to ciekawe... - zamyśliłem się
 -Jesteś pewna że to był wampir? - spytała Charlie
 -Tak. Nie mówmy już o tym - powiedziała Elle i zgasiła swoją lampkę nocną.
  -OK. Chodźcie spać - zgodziłem się. Tom głośno ziewnął i wyszedł pierwszy. Charlie chwyciła butelkę z wodą i szklankę by odnieść je do kuchni.
 -Daj. Ja to zaniosę. Połóż się - rzekłem do niej spokojnie. Oddała mi rzeczy.
 -Co o tym sądzisz? - spytała, zerkając na leżącą Elle.
 -Charlie, naprawdę nie wiem.
 -To już nie pierwszy raz!
 -Wiem. Ale zauważ, zawsze jest ten wampir próbujący ją ugryźć...Sny się nie powtarzają...
 -Właśnie. Pogadamy jutro. Dobranoc Jimmy - bąknęła
 -Dobranoc Charlie - zamknąłem drzwi od ich pokoju i udałem się na dół do kuchni odnieść rzeczy. A potem z powrotem do swojego gościnnego pokoju. Położyłem się, myśląc o tym wszystkim. "O co tu chodzi, do cholery??" - zadaję sobie pytanie. Odpowiedzi nie znalazłem, za to tym razem bez przeszkód szybko zasnąłem.